wtorek, 30 czerwca 2009

Jesteśmy już w Ugandzie...

Dotarliśmy na miejsce cało i bezpiecznie…Pomijając fakt, że w czasie podróży zaginął Madzi bagaż – wszystko przebiegło szybko, sprawnie i bez zakłóceń.

Dziś mija nasz trzeci dzień w CALM – Children and Life Mission w Namugongo w Ugandzie.

Jest nam tu naprawdę dobrze. No i pomału zaczynamy się w tej afrykańskiej rzeczywistości odnajdować…Jest to o tyle łatwiejsze, że Ugandyjczycy są bardzo życzliwi i otwarci. Poza tym jest to ojciec Ryszard, no i chłopcy, którzy cały czas szukają kontaktu z nami.

Pierwszą oznaką ogromnej otwartości było to, że już pierwszego dnia przywitali nas wszyscy chłopcy (czekali na nas przy bramie wjazdowej), a grała dla nas orkiestra dęta, której towarzyszył mini pokaz akrobatyczny w wykonaniu Ivana. Nie wiem, czy kiedykolwiek byliśmy tak wyczekiwanymi gośćmi...

Zaraz potem uczestniczyliśmy we Mszy Św. – dziwne uczucie, gdy wszystkie małe czarnoskóre brzdące wpatrzone są w nas – tylko im te wielkie oczy widać…no i zęby, bo cały czas się do nas uśmiechają…my oczywiście do nich też….hehehe

Wczoraj około 13:00 pojechaliśmy z Josephem (wychowawcą) do szkoły, w której się uczą chłopcy, by im zawieść posiłek…(zapomniałam nazwy, ale wygląda jak biała gęsta zawiesina…- chłopcy mówią, że dodaje sił).

Potem około 16:00 graliśmy z maluchami w piłkę, a wieczorem uczyliśmy ich.. matematyki. Musieliśmy odkopać w swoich głowach dyski z matematyką (ułamki), no i oczywiście tłumaczyć im wszystko po angielsku….Chyba poszło gładko (Ukłony dla Joli S. – ona wie za co).

Dziś za jakąś godzinę znowu wybieramy się do szkoły z posiłkiem…Obiecaliśmy chłopakom…

A tak poza tym, to życie biegnie tu znacznie wolniej niż u nas.

AAAA, w pokoju mieszka z nami dwóch lokatorów: czarna i zielona jaszczurka…. Przemo chciał je wykurzyć, ale okazuje się, że to pożyteczne kreatury – zżerają komary, muchy itp. Oby tylko do naszych rzeczy się nie dobierały...

Ośrodek naprawdę robi wrażenie…właśnie kończy się budowa kościoła…

Całe CALM to taka oaza w tym ugandyjskim krajobrazie – szczególnie dla chłopców, którzy w większości przypadków przed trafieniem do Namugongo nie mieli dachu nad głową.

Co jeszcze??? Od czasu do czasu, gdy chłopcy są w szkole, po ośrodku snują się jakieś maluchy, które dopadła malaria… Są bardzo osłabione i nie mają na nic siły... Ale cukierki zawsze wciągną…hehehe. Co ciekawe, polskie dziecko, gdy choruje cały czas marudzi, płacze i w wielu przypadkach w czasie choroby jest podwójnie rozpieszczane przez rodziców... Joseph, który od wczoraj choruje jest niesamowicie dzielny...


Ściskamy Was mocno

Madzia i Przemo