czwartek, 9 lipca 2009

Coś więcej niż zdjęcia...

Wielkie dzięki za to, że jesteście z nami i śledzicie bloga. Bardzo się z tego cieszymy. Dzięki za wszelkie uwagi i komentarze. Już kilka razy pytaliście o zdjęcia pokazujące nie tylko chłopców, ale warunki życia tu na miejscu… Na samym początku, jak tutaj przyjechaliśmy, zamierzaliśmy opisywać i pokazywać ogromną biedę i nędzę, jaką można tutaj zobaczyć. Jednak po kilku dniach pobytu w tym niezwykłym miejscu stwierdziliśmy, że nie będziemy tego robić, ponieważ pokazywanie tych trudnych warunków życia może spowodować, że na każdą następną rzecz, o której będziemy na tym blogu pisać, będziecie patrzeć właśnie przez pryzmat nędzy…. TEGO NIE CHCEMY.


Będąc tutaj staramy się zobaczyć coś więcej niż tylko trudne historie życia, ból, cierpienie, biedę i bolesne wspomnienia, jakie noszą w sobie chłopcy. Właśnie dlatego chcemy, by ten blog służył do pokazywanie tego – CZEGOŚ WIĘCEJ. Radosnych spojrzeń chłopców, błysku w oczach, szczerzących się do nas zębów i trzymania nas za ręce…

Czas na szczegóły związane z Ugandą, jej mieszkańcami i życiem w tym kraju, będzie jak wrócimy i będziemy mogli się spotkać z Wami przy aromatycznej herbacie. Opowiemy wszystko co, tu przeżyliśmy i zobaczyliśmy.


Zaspakajając jednak ciekawość zainteresowanych zamieszczamy kilka fotek z pokojów chłopców.


Chłopcy, latający brat i wisząca mysz...

Jak się obserwuje tutejsze dzieciaki, to wydaje się, że są one inne… Nie wiem dlaczego... może przez to, że są tak bardzo samodzielne, no i nie mają możliwości być przytulane i rozpieszczane przez rodziców. Już od małego piorą swoje ubrania, no i zajmują się sobą… gdy coś się im stanie, coś je boli lub po prostu mają zły dzień – siadają gdzieś w koncie i szlochają…

Jak się bawią, to na maksa…nie patrzą na to, czy ktoś jest obok. My sami czasami uciekamy od nich, żeby nas czasem nie staranowali…Ostatnio bawiliśmy się w „ryby w sieci”. Część z nas stała w kole trzymając się za ręce (sieć), a w środku były inne dzieci (ryby), których zadaniem było wydostanie się z sieci… Tak poobijana już dawno nie byłam…hehehe.. Ale ile radości im ta zabawa sprawiła… Tutejsze maluchy - jak wszystkie - są niesamowicie radosne… No i cały czas pełne energii.

Ale energii nie brakuje też starszym… Kizito – (jeden z wujków) – cały czas się śmieje, brat Denis z Kongo – niczym „night dancer” lata do Kampali na kurs angielskiego (w każdym razie tak twierdzi), a dodatkowo prowadzi ubogacające rozmowy z Przemem nt. różnych paranormalnych zjawisk, Radek i Marcin w przerwach nauczania chłopców różnych śmiesznych słów po polsku ( np. „świnia ja parachata”) robią sobie treningi breakdance, a ja ostatnio usuwałam warkoczyki z głowy Angeli (wiecie, że czarnoskórym nie rosną włosy tak, jak nam? Angela miała zrobione warkoczyki, których od 3 miesięcy nie myła... Dziś umyła włosy po ponad 90 dniach).

Wracac do chłopców, to wczoraj wieczorem idąc do naszego pokoju – zachodziliśmy do chłopców, żeby im życzyć dobrej nocy. W jednym z domków mieszka taka „drużyna pierścienia” – same asy… Mają taki smród w pokoju, że nie można wytrzymać…A co

zrobili wczoraj??? Powiesili sobie zdechłą mysz nad drzwiami… No i nie omieszkali nam jej pokazać… A jacy dumni byli...


Zdjęcia:

Na górnym jest Józek TETE - fajny chłopiec... Cały czas woła na nas Muzungu... Pociecha... A na dole - myszka oczywiście... z domku TETE i innych łobuzów...