piątek, 24 lipca 2009

Przedstawienie, spacer i błogosławieństwo

W ubiegłą niedzielę przygotowaliśmy przedstawienie z okazji Missionary Childhood Day. Mimo że chłopcy z CALM dość trudno angażowali się do pracy, to jednak w końcu zebraliśmy jakąś dwudziestkę najbardziej zapalonych i ten skit chyba należy uznać za nasz wspólny wolontariacki sukces. Nasi aktorzy nagrodzeni zostali gromkimi brawami. Po przedstawieniu mieliśmy wspólny uroczysty obiad pod gołym niebem (kilka fotek znajdziecie po kliknięciu w zdjęcie „Maluchy z CALM”).

Zaczynamy coraz bardziej poznawać Ugandę i jej mieszkańców. Kilka dni temu wybraliśmy się na krótki spacer niedaleko ośrodka. Przechodząc obok domów (w większości przypadków lepianek) cały czas słyszeliśmy komentarze na nasz temat… Nie rozumiemy oczywiście luganda, ale słowa „muzungu” czy też „buzungu” są już nam dobrze znane. Generalnie biali wzbudzają tu dość dużą sensację. Dzieci na nasz widok płaczą (chyba ze strachu) lub też wyciągają ręce po słodycze… Dorośli bacznie nas obserwują. Gdy ich pozdrawiamy, na ich czarnych twarzach rysuje się szeroki uśmiech zaskoczenia… A jak już coś powiemy w luganda (chłopcy nauczyli nas kilku podstawowych grzecznościowych zwrotów)... to dopiero są szczęśliwi… Aaa, bardzo ciekawa rzecz. Widzieliśmy jak wyrabia się tutaj cegły (fotki w albumie „Uganda - ludzie”). Zaczepiliśmy człowieka, który właśnie „produkował” cegły, by budować sobie dom. Miał specjalną drewniana formę, w którą nakładał glinę, nadawał jej odpowiedni kształt, a potem układał na ziemi, po to, by te cegły później wypalać. Ciekawy widok…trochę nie z tej epoki… No i niesamowicie otwarty radosny człowiek…

Najważniejsza informacja dla mieszkańców tego maleńkiego kraju: doczekaliśmy się deszczu… To błogosławieństwo dla Ugandy. Od długiego czasu nie padało i w wielu miejscach tego kraju panuje ogromna susza. Na północy bardzo wielu ludzi umarło z powodu głodu. W telewizji cały czas pokazują zdjęcia z północnych dystryktów, gdzie ludzie opłakują swoich bliskich. Ten tutejszy świat wydaje się zupełnie inny od naszego… Jakby się cofnąć o jakieś kilkadziesiąt (jak nie więcej) lat wstecz.