wtorek, 14 lipca 2009

Słówko na dobranoc

Godzina 19:15. Jest już całkowicie ciemno. Gdzieniegdzie z okien widać tylko przebijające się światło. Noc jest cudna. Nigdzie wcześniej nie widziałam tylu gwiazd na niebie. Migoczą tak, jakby puszczały do mnie oko. Mam wrażenie, że ugandyjskie niebo zawieszone jest o wiele niżej niż to nasze. Może to tylko wrażenie, a może oczy mi się otworzyły szerzej… Podnoszę głowę i przez liście palmy widzę księżyc, który od kilku dni jest w pełni.

Spuszczam wzrok i widzę kilka par wielkich radosnych oczu utkwionych we mnie. Po chwili w ciemności do tych kilku par oczu dołączają białe zęby… To Gabriel, Johnson oraz Tete, którzy siedzą obok mnie. Obejmuję tego pierwszego i zaraz przytula się kolejny. „Auntie Magda, how was your day?” – pyta jeden z chłopców. „It was very good” – odpowiadam – „What about yours?” „It was fine, but I missed you”. Mówię – „I missed you too”. Uśmiech na jego twarzy się powiększa, a moja ręka jest mocniej ściśnięta… Trzyma ją kurczowo i chyba nie chce puścić…hehehe.


Słuchamy „Słówka na dobranoc”. To znaczy chłopcy słuchają, bo ja nie rozumiem luganda. Bardziej koncentruję się, żeby chłonąć wszystko to, czego tam doświadczam. Obserwuję maluchy. Co niektóre usypiają z głową utkwioną w kolanach. Gdy ich zaczepiam, podnoszą głowę i się uśmiechają po to, żeby zaraz wrócić do wygodnej pozycji. Wielu z chłopców przed około godziną wróciło ze szkoły i są już bardzo zmęczeni. Przed nimi jeszcze nauka na jutro oraz kolacja. Potem – około 22:00 gonimy ich do łóżek.


Wstajemy na błogosławieństwo. Jeszcze krótka modlitwa, w czasie której podchodzi do mnie William i chwyta mnie na za rękę. W czasie modlitwy większość z nich ma zamknięte oczy… Prawie całkowita ciemność. Jak zaczynam mówić „Zdrowaś Mario…” po polsku, czuję na sobie jeszcze więcej par oczu wpatrzonych we mnie i widzę jak chłopcy nasłuchują wszystkich dziwnych dla nich dźwięków: sz, cz, szcz itd. Już prawie koniec “Good night talk”. „In the name of the Father, and the Son and the Holy Spirit”. Moje ręce są już wolne, bo chłopcy robią znak krzyża… Teraz czas na oklaski. Wiele modlitw i spotkań grupowych kończy się oklaskami. Nawet w czasie Mszy św. podczas podniesienia nie ma dzwonków, tylko oklaski…

Rozchodzimy się. Chłopcy idą się uczyć, a ja gonię na chwilę do biura. Zanim tam dotrę, jak zwykle zaczepi mnie Gabriel lub Brian: „Auntie, teach me sth in Polish, please, please”. „Ok. Today I am going to teach you a new word: school – szkoła”. “Śkola”, Śikola”… Powtarzam: “szkoła”. “szikola”. Ok. almost perfectly”.

Zaraz do nich wrócę, by potłumaczyć im trochę matematykę….