Czerwony piasek Ugandy często wpada do oczu – szczególnie, gdy idziemy drogą z CALM do Namugongo. Droga jest piaszczysta, więc gdy mijają nas samochody lub boda-boda (motocykle-taksówki, które mogą zabrać nawet do trzech pasażerów) nie ma szans, by piasek nie dostał się do oczu. Często nie pomaga nawet osłona w postaci okularów słonecznych… Jak tego piasku wleci nam trochę, to oczy strasznie pieką tak, że później trzemy je cały czas rękoma. Potem zaczynają łzawić… Wraz ze łzami piasek usuwany jest z oczu… Potem wszystko wraca do normy.
Zadajemy sobie wtedy pytanie, ile razy ten „piasek” wpadł nam do oczu i my nie zwróciliśmy na to uwagi? Pięć, dziesięć, dwadzieścia, a może tysiąc lub więcej… A ile tego piasku mamy teraz? Czego nie widzimy?
Tam jednak trzeba być, poczuć, przeżyć , aby móc cokolwiek na ten temat powiedzieć , aby móc zrozumieć ...
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno , Agata M. ;)
To bardzo trafne spostrzeżenie z tym piaskiem. Czytam właśnie książkę ugandyjskiego pastora Johna Mulinde "Oddzieleni dla Boga" ("Set apart for God"). Autor pisze o tym, że tym piaskiem są systemy tego świata, w którym żyjemy - to one nas znieczulają i dopóki nie oddzielimy się dla Boga, dopóty nic nie zobaczymy, bo ten "piasek" nadal będzie uniemożliwiał nam widzenie świata tak, jak go widzi Bóg.
OdpowiedzUsuńTak... Piasek w oczach... To nie jest chyba największy problem (chodzi mi o ten metaforyczny). Najgorsze jest przyzwyczajenie, kiedy te drobne ziarenka przestają przeszkadzać i zatraca się odruch tarcia oczu.
OdpowiedzUsuńŁzy oczyszczają. I fizycznie i duchowo. A tu ciągle próbują nas przekonywać, że chłopaki nie płaczą:)